Lata 80'te kojarzą mi się z Miami Vice, Człowiekiem z Blizną, hawajskimi koszulami oraz kolumbijskimi handlarzami kokainy uzbrojonymi w izraelskie UZI. W obrazie popkulturowym jawi się on w barwach neonów, przesadnego kiczu, retro technologii oraz do bólu sztampowymi postaciami w twórczości z epoki. Z czym natomiast mi się definitywnie nie kojarzą, to Trzecia Rzesza, tłuczeniem nazistów oraz okupowanym Paryżem. Jednakże seria Wolfenstein kojarzy się właśnie z wymienionymi wcześniej skojarzeniami. W jej odsłonie, o podtytule Youngblood, która poza twórcami z Machine Game, odpowiedzialnymi za główne odsłony serii, do pracy zabrała się także ze studiem Arkane, znanego chociażby z serii Dishoned. Jak wyszło to połączenie ich pracy? Czytajcie dalej.
Siostry Blazkowicz nijak mają się do poziomu swojego ojca
Twisted Sisters
Fabuła skupia się na bliźniaczkach Jess i Soph Blazkowicz, córkach legendarnego B.J. Blazkowicza. Po zaginięciu ich ojca, postanawiają odnaleźć go i dołączyć do ruchu oporu przeciwko nazistowskiemu reżimowi. Blazkowiczówny przybywają do Paryża, w celu tłuczenia Niemców. Niestety, w porównaniu z wcześniejszymi częściami serii, fabuła Wolfenstein: Youngblood zostaje postawiona na drugim planie. Postacie sióstr, Jess i Soph, nie są dobrze napisane i brakuje im wyrazu. Ich motywacje i rozwój są niewystarczająco rozbudowane, co wpływa na ich oddziaływanie na gracza. Poza tym są one irytujące, jak typowe nastolatki z filmów z lat 80'tych. Ogólna jakość fabuły również odbiega od poprzednich dwóch części serii. Brakuje głębi i złożoności, które wyróżniały Wolfenstein: The New Order i Wolfenstein II: The New Colossus. Przez to narracja w Youngblood nie jest tak angażująca i satysfakcjonująca jak w poprzednich odsłonach. Należy również zauważyć, że tytuł oferuje bardzo mało przerywników filmowych. Brak tych cinematic moments, które w poprzednich częściach dostarczały wizualnych doznań i umacniały napięcie fabuły, może wpływać na odczucie monotonii i braku dramaturgii podczas rozgrywki. Filmiki znajdują się na początku opowieści, potem przez długi czas obywamy się smakiem. Z przerywnikami wracamy pod sam koniec historii. Jest to szczególnie rozczarowujące, gdyż fabuła miała duży potencjał w kontekście brutalnej rzeczywistości opanowanej przez nazistów, połączonej z latami 80'tymi.
Mapa lokacji, po których się poruszamy
Metro w grze, jak i w rzeczywistości jest dobrym środkiem transportu
Dobry (Nazi)Niemiec to martwy (Nazi)Niemiec!
Dwie pieczenie, jeden ogień?
Będąc hybrydą designu poziomów znanych z gier Arkane oraz modelu strzelania od Machine Games, gra stara się dostarczyć intensywną rozgrywkę. Mimo, że wykonanie jest rzemieślniczo poprawne i tytuł zapewnia dobrą zabawę, coś jednak nie do końca się zgadza. W drzewku umiejętności można zauważyć, że te związane ze skradaniem wydają się być niepotrzebne. Biorąc pod uwagę, że Wolfenstein: Youngblood skupia się na dynamicznych starciach i szybkim tempie rozgrywki, skradanie się nie jest najważniejszym elementem. Te umiejętności mogłyby zostać bardziej przemyślane lub zintegrowane w sposób, który lepiej pasowałby do charakteru gry. Samo skradanie jest przydatne w momencie, w którym wchodzimy na jakiś fragment planszy, żeby móc ubić 2-3 przeciwników i zdobyć taktyczną przewagę. Docelowo, granie jak w anty nazistowski ninja mija się z celem gry. W poprzednich odsłonach sekcje, w których musieliśmy się skradać były wyreżyserowane i zaplanowane. Tutaj z natury na otwartość gry jest to zwyczajnie nie opłacalne. Dużo szybsze i o wiele zabawniejsze jest wyjście z pistoletami maszynowymi w dłoniach. Przeciwnicy w grze posiadają teraz paski życia nad głowami, co oznacza, że są bardziej wytrzymali i potrafią przyjąć większą ilość obrażeń. Ta zmiana sprawia, że walki stają się bardziej wymagające i trzeba podejść do nich z większą strategią. Jednakże, czasami przeciwnicy mogą wydawać się nieco "gąbczastymi" i trudniej jest poczuć satysfakcję z pokonania ich. Eksploracja poziomów przypomina styl Metroidvanii, gdzie odwiedzamy te same obszary wiele razy, zdobywając nowe umiejętności, które otwierają nam dostęp do wcześniej niedostępnych miejsc. Ta forma progresji zapewnia pewne poczucie odkrywania i rozwoju postaci, choć niektórym graczom może przeszkadzać powtarzalność i konieczność powrotów na wcześniejsze tereny. Potwierdza ona jeszcze bardziej bezużyteczność umiejętności skradania się.
Należy podkreślić, że Youngblood silnie stawia na tryb gry wieloosobowej i współpracę. Zapewnia możliwość wspólnego przejścia kampanii, umożliwiając graczom wzajemne wsparcie i korzystanie z różnorodnych umiejętności swoich postaci. Tryb współpracy jest istotnym elementem rozgrywki i stanowi docelowy sposób doświadczania gry.
Piękno-mroczny Paryż
(Nazi)Paryż
Technologicznie oraz artystycznie gra jest cudowna. Grafika wciąga nas w mroczny świat zdominowany przez nazistowską tyranię. Twórcy zadbali o wiele elementów, które sprawiają, że wizualny aspekt staje się niezapomniany. Jednym z najważniejszych osiągnięć graficznych w Wolfenstein Youngblood jest obsługa ray tracingu. Ta zaawansowana technologia umożliwia bardziej realistyczne oświetlenie i cienie, co nadaje grze głębi i autentycznego wyglądu. Promienie światła tańczą po murach, a refleksy odbijają się od powierzchni, tworząc wrażenie, że znajdujemy się w prawdziwym świecie nazistowskiego panowania. Mnogość detali, na jaką natrafiamy w grze, jest zachwycająca. Dokładnie odwzorowane mundury SS-manów przywołują atmosferę okrutnego reżimu nazistowskich Niemiec. Bogate dzielnice dla nazistów emanują przepychem i wspaniałością, podczas gdy slumsy biedoty paryżan przynoszą na myśl obraz nędzy i zniszczenia. Różnorodność tych detalów sprawia, że świat gry staje się bardziej wiarygodny i złożony, a gracze mogą w pełni zanurzyć się w tych środowiskach. Ważnym aspektem grafiki jest również spójność designu świata z poprzednimi częściami serii. Twórcy zachowali charakterystyczny styl, który stał się znakiem rozpoznawczym Wolfensteina. Ta spójność w designie sprawia, że gracze, którzy już mieli styczność z poprzednimi częściami, poczują się jak w „domu” (o ile tak można nazwać okupowaną przez nazistów Francję). Niezwykłym elementem graficznym jest również retro futuryzm w nazistowskiej otoczce. To połączenie przeszłości i przyszłości tworzy unikalny estetyczny mix. Tym bardziej boli wspomniana wcześniej miałkość fabuły. Tak piękne otoczenie zasługuje na lepszą historię. Widać talent grafików na każdym kroku.
Pieczony niemiec z dodatkiem kolendry, mniam :)
Bicie Niemca po kasku jest zawsze dobre
Trudno jednoznacznie ocenić ten tytuł. Wygląda pięknie, gra się dobrze. Jednak co z tego, skoro w 1&2 grało się lepiej? Jestem zwolennikiem eksperymentowania ze znaną formułą oraz rozgrywką. Twórcy niepotrzebnie chcieli naprawić coś, co już działało. Granie w kooperacji w Wolfensteina jest bardzo przyjemne, ale co z tego? Z dobrym towarzystwem, to nawet słuchanie opowieści bezdomnych, o wyższości ustroju centralnie sterowanego nad innymi formami rządów jest ciekawe. Sam pomysł z córkami Blazkowicza jest bardzo ciekawym gruntem do eksploracji, jednak tu został on zwyczajnie lekko spaprany. W promocji albo w gamepassie to jednak warto spróbować.