Po zostaniu niesłusznie oskarżonym o zbrodnie, trafiamy na pokład imperialnego statku transportującego więźniów. Siły chaosu dokonują na nim abordażu, a my po wydostaniu się z niego, dostajemy propozycje służenia siłą Inkwizycji. Naszym zadaniem jest tępienie plugastwa trawiącego planetę Atoma Prime. Wszystko to w trybie kooperacyjnym do 4 graczy, z 4 różnymi klasami postaci, w formule znanej od czasów Left4Dead.
Ogryn, weteran...
Na samym początku do wyboru dostajemy cztery różne klasy postaci. Jest to fanatycznie pobożny zelota, muskularny Ogryn o rozumie 12 latka, weteran Astra Militarum oraz wykorzystujący moce psychiczne psionik. Następnie przechodzimy przez kreator postaci, gdzie określamy wygląd oraz historie naszego protagonisty. Edytor wizerunku bazuje na wcześniej zdefiniowanych modelach twarzy, fryzur itp. Określenie historii swojej postaci nie ma w sumie żadnego wpływu na cokolwiek, poza fragmentami które są oznaczone. Fabuła w grze jest raczej funkcjonalna, mając za zadanie wprowadzić w klimat uniwersum. Każda z klas postaci ma osobne umiejętności, oraz unikalne dla siebie wyposażenie możliwe do odblokowania. Weteran w ferworze walki puszcza salwę z broni dystansowej, podświetlając specjalnych oraz elitarnych wrogów. Zelota szarżuje przed siebie, uzupełniając połowę paska swojej wytrzymałości ze zwiększonymi obrażeniami. Psiokinetyk, siłą swego umysłu dosłownie rozsadza czaszki wszelakiemu plugastwu, a gdy dojdzie do bliższej konfrontacji, odpycha impulsem energii wrogów. Ogryn zaś biegnie na pohybel przed siebie, taranując wszystkich na jego drodze.
Niepełnosprawny umysłowo, pełnosprawny w anihilacji sił chaosu
Mourningstar
Jako nowy narybek w walce z siłami chaosu, do poszczególnych misji przystępujemy z pokładu okrętu Mourningstar. Stanowi on swojego rodzaju hub, w którym można także dokonać zakupów nowego sprzętu, a także ulepszać obecny. Można tu także dokonać zakupu elementów kosmetycznych za walutę dostępną w grze, jak i prawdziwe pieniądze. I tu dwa słowa o tym elemencie. Nie dość że jest to pełnopłatna produkcja (choć dostępna w game passie), to jeszcze model implementacji jest wzięty wprost z gier f2p. Zamiast sklepu, z konkretnymi produktami kosmetycznymi do wyboru, mamy ograniczoną czasowo ofertę oraz „paczki” z walutą specjalną. Nie da jej się zdobyć normalnie w grze, i trzeba za nią zapłacić. Dla mnie duży minus. Wracając do tematu statku. Na nim przede wszystkim wybieramy następną misje. Dostępne są one w pięciu poziomach trudności. Zwiększa on ilość wrogów na planszy, a także otrzymaną na koniec misji nagrodę w postaci waluty oraz punktów doświadczenia.
Uroki dystopijnego czterdziestego milenium z perspektywy okrętu Mourningstar
Pokład okrętu robi nam za schronienie
Atoma Prime
Do dyspozycji mamy 14 różnych lokacji. Świat gry wygląda tak, jak by można sobie wyobrażać planetę-fabrykę z 40 milenium. Budynki są często pokryte ornamentami, rzeźbami i innymi dekoracjami. Mają ciężki, surowy wygląd, wykonane są z betonu, stali i innych twardych materiałów. Mroczny neogotyk w klimacie hard sci-fi zachowany. Podziemia tych wielopoziomowych planet są brudne, zaniedbane, degradujące człowieka jako jednostkę. Monstrualne zakłady produkcyjne rozpościerają się po horyzont. Dla fanów uniwersum wydaje mi się wizualną ucztą. Mogą poczuć się jak w domu.
Nie jest to osiedle domków jednorodzinnych
Bolterem go
Mój kochany imperatorze! Dziękuje ci za bolter. Jakież to cudowne narzędzie mordu. O mój władco umiłowany, za twój dar w postaci piłomiecza. Błogosław Omnissah pałkę z tarczą Oberyna. Jakaż to wspaniała fontanna posoki leje się z pomiotów chaosu. Przy wystrzale czuć odpowiednie kopnięcie. Przeciwnicy rozpadają się na drobne kawałki mięska. Każda z klas postaci ma zawsze przy sobie jedną broń zasięgową oraz jedną wręcz. Tak więc moim pierwszym ulubionym połączeniam jest weteran z bolterem oraz piłotoporem. Ten pierwszy kopie przeciwników jak muł, rozdzielając ich korpusy na kawałki. Ten drugi zaś zmienia splugawione ścierwa w najtańszą wersje mielonki tyrolskiej. Oberyn z zestawem pałki i tarczy oraz ckm'em jest prawie nie do pokonania. Zelota przypala miotaczem ognia z zapałem, który potrafi wyłącznie jemu towarzyszyć, a psiokinetyk przy wykorzystaniu kostura rzuca kulami czystej energii. Nie korzystają one z amunicji, lecz z energii umysłu, odnawianej z czasem.
Ten piękny kawałek żelastwa daje masę frajdy
Chaos
Począwszy od piechoty hordy, tej lekko, jak i ciężej opancerzonej. Tłuczenie ich jest niezmiernie przyjemne. Jednak przy braku uwagi potrafią powalić na kolana. Następni są specjaliści. Ich specjalnością jest zachodzenie gracza w mało odpowiednim momencie. Są tacy, którzy zarzucą na Ciebie siatkę i będzie musiał Cię członek zespołu z niej wyplątać. Inni z daleka przy użyciu karabinu wyborowego zadają masywne obrażenia. Ogary chaosu powalają, a wszelakie zdeformowane monstra najprzyjemniej odkrywać na własnej skórze. Są także bossowie. Jednym z nich jest obrzydliwa abominacja zwana bestią Nurgla. Ten wielki kawał obrzydliwego mięcha potrafi połknąć człowieka w całości. Jest cały w śluzie, tak jak papa Nurgle sobie go z kotła wyciągnął. Całościowo przeciwnicy pokazują nam się jako stos przebrzydłych kreatur, mających za jedyny swój cel służenie Bogom Chaosu.
Jest brutalność, jest dobrze
Będąc złapanym w siatkę jesteśmy bezbronni do czasu przybycia odsieczy
Za Imperatora!
Tak oto prezentuje się cały Warhammer 40 000: Darktide. Naprawdę dobrze wykonany kawałek kodu. Wsiąknąłem jak posoka pomiotu w wyjałowioną, bogatą w ołów i metale ciężkie, glebę. Nie jest to tytuł idealny, ze względu na wspomniane wcześniej mankamenty. Nie jest to także gra rewolucyjna. Do mojej oceny możecie spokojnie dołożyć oczko w górę, jeżeli jesteście fanami uniwersum. Jeżeli nie, jest to niesamowicie wciągający tytuł który warto ograć. Zwłaszcza że jest dostępny w gamepass. Ja sam, zaraz po napisaniu udam się rozegrać jeszcze jedną misje.